środa, 16 marca 2016

Zmiany

Brak komentarzy:
-  Boże- usłyszałam szept Itachiego obok siebie. Westchnął ze zrezygnowaniem i lekko potrząsnął głową. Wyraz jego twarzy zmienił się natychmiastowo. Małe iskierki zniknęły z jego oczu, zmarszczki pogłębiły się, a rysy twarzy wyostrzyły. Wiedziałam, że teraz nad czymś intensywnie główkuje. Spojrzałam na idącego w naszą stronę Sasuke, jednak zaraz ten widok został mi zasłonięty, przez plecy Itachiego.
Zasłonił mnie swoim ciałem.
Widziałam wymalowaną złość na twarzy młodszego z braci Uchiha, widziałam jak świdrował wzrokiem swojego starszego brata. Skuliłam się nieznacznie w sobie. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam drapać swoją rękę, tak mocno, że odznaczały się na niej czerwone ślady. Wiedziałam, że teraz nie przestane i  ze będę to robić dopóki nie rozdrapie sobie ran. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.

Zaczęłam liczyć.

130 uderzeń serca na minutę.

50 mrugnięć.

1000 różnych myśli.

Sakura uspokój się- mówiłam sobie.

Ból głowy powrócił. Złapałam się odruchowo za nią.
Zastanawiałam się czym ja się tak denerwuje to tylko Sasuke.
Ale było już za późno na gdybanie. Powoli cofałam się za plecami Itachiego. Nie widział mnie. Skupiony był na swoim bracie. Dyszałam histerycznie.
Czy to właśnie są napady paniki?
Suknia delikatnie szeleściła pode mną.
Zaraz mnie zdradzi, usłyszą mnie.
Panika przezwyciężyła.
Odwróciłam się  i zaczęłam biec. Szpilki znacznie mi to utrudniały więc je zostawiłam. Uniosłam rękoma suknie i popędziłam do najbliższych drzwi, które ukazały mi ogromny ogród. Nie patrząc za siebie pobiegłam. Sama nie wiedziałam dokąd i po co. Pędziłam ile sił w nogach. Nawet nie zauważyłam kiedy minęłam bramkę, moje bose stopy co chwila uderzały o chodnik. Nie wiedziałam gdzie jestem.
Oddech zamieniał się w kłęby pary. Rozejrzałam się spanikowana. Skręciłam w boczną uliczkę i pędziłam dalej. Panika powoli ustępowała i mój umysł się przejaśniał.
Zatrzymałam się zdezorientowana.
Gdzie ja jestem?
Las.
Byłam w lesie. Zgubiłam się.
Dokoła mnie unosiła się przerażająca cisza, od czasu do czasu zapełniało ją śmiganie wiatru. Pachniało wilgocią i żywicą. Pod moimi stopami chrzęściły liście.
Byłam sama i zagubiona. Zaa drzwa wyłoniła się czyjaś sylwetka. To była moja szansa - to była moja pomoc. Pognałam wkierunku nieznajomej postaci, ale gdy zauwarzyłam w jego dłoni pistolet, gwałtownie stanełam. 
-Tak musi być- mówił kobiecy głos- Nie możeswz mi go zabrać.
Po sylwetce i głosie mogłam zorientować się ze to kobieta, jednak nierozumiałam co chce mi przez to powiedzieć. Kogo zabrać?
Usłyszałam chuk wystrzału i okropny ból w płucach. Zanim mgła pochłoneła moje oczy widziałam jak owa postać odwraca się i ucieka. 






-Ty cholerny idioto uciekła ci!
-Nie, o nie uciekła nam. Wszystko było by dobrze gdybyś nie wparował jak opętany!
Westchnąłem zrezygnowany. Nie rozumiałem czemu uciekła taka spanikowana. Bardzo dobrze wiedziała, że tu nic się jej nie stanie, że żaden z nas nie zrobi jej krzywdy. Czasami zastanawiałem się, co siedzi w głowie tej szalonej dziewczynie.  Była zmienna, czasami niedojrzała, spontaniczna, nierozważna, ale za to piękna i jakoś zawładnęła moim ciałem i umysłem. Bez przerwy mnie do niej ciągnęło, sam nie rozumiem dla czego. Jest tyle pięknych kobiet, sam nie wiedziałem co mnie w niej tak pociągało.
Byłem durniem.
Wciąż mam przed oczami ten poranek kiedy obudziłem się sam – bez niej.
Spanikowałem na początku. Zwykle to ja zostawiałem panny i uciekałem gdzie pieprz rośnie, nie pozostawiając po sobie żadnych wieści, adresów, ani kontaktów, oprócz kasy  na taksówkę.
- Co jej odbiło? Czemu zaczęła tak nagle uciekać?
-Dziwisz się jej. Nie widziałeś swojej twarzy. Sakura jest dosyć impulsywna i nierozważna i myślę, że zmaga się z poważnymi problemami emocjonalnymi i psychicznymi, ale  nic na to nie poradzimy. Musimy ją znaleźć. 
Itachi miał racje. Goniliśmy ją dopóki nie zniknęła nam między uliczkami. Była naprawdę szybka. Zadzwoniłem do jej przyjaciela, ale nie było jej w domu.
-Jak to uciekła wam. Boże!- krzyczał – podzwonię poszukam jej. Odezwę się w razie jakiś wieści wy zróbcie to samo.
Zaczynałem się coraz bardziej denerwować. Nie mogliśmy jej znaleźć. Jak by zapadła się pod ziemię.


1300 sekund…
1800 oddechów…
Skostniałe kończyny…
Zimno, jest tak bardzo zimno…
30 nieudanych prób otwarcia oczu…
Krew szumiąca mi w uszach i ostatnia próba. Zmusiłam moje oczy do otwarcia i odetchnęłam.
Żyłam
Wspomnienia uderzyły we mnie tak niespodziewanie.

Wstałam powoli do pozycji siedzącej. Ogarnęły mnie nieoczekiwane mdłości. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w jakimś pomieszczeniu. Leżałam pod kocami, jak się okazało w samej bieliźnie. Wszędzie panował półmrok. Słabe światło wpadało przez okno. Czułam ból- na pewno żyłam. Na łóżko cień rzucała stara komoda. Dostrzegłam na niej szklankę wody. Drżącą dłonią sięgnęłam po nią i przystawiłam sobie do ust.
-Witaj- usłyszałam głos dobiegający zupełnie z drugiej strony.  Odwróciłam głowę ku dźwiękowi i w kącie ujrzałam duży fotel, a na niej zarysy postaci. Widziałam jak podpiera się rękoma o boki fotela i wstaje. Szedł w moim kierunku i wyciągnął ku mnie ręce. Wstrzymałam powietrze, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
Nie wiem kiedy to się zaczęło.
Nie wiem dlaczego to się zaczęło.
Nie wiem nic i nie słyszę poza krzykiem.
Moim krzykiem.
Krzykiem mojej matki kiedy uczyła mnie etykiety, a mi nie wychodziło, krzykiem ojca który od czasu do czasu stawał po stronie matki, żeby mieć święty spokój. Krzykiem rodziców kiedy nie chciałam uczestniczyć w konkursach wymyślonych przez moją matkę, krzykiem, że powinnam być im wdzięczna za to co dla mnie robią, za to, że mam dach nad głową, za to że dają mi jeść,
Tak bardzo bym chciała naprawić wszystko co zniszczyłam, spróbować być lepsza, dawać przykład innym.
Nieustannie próbowałam być lepsza, jednak nigdy nie dowiedziałam się jak to osiągnąć.
A teraz już za późno.
Teraz już wiem że rodzice mieli racje, karzdy ma swoją własną chmurkę. Wiem to, ponieważ zepchnięto mnie już z jej krawędzi, chociaż przez tyle lat próbowałam się jej trzymać. Próbowałam się spinać z powrotem,  ale pokonanie grawitacji graniczy z cudem, kiedy nikt nie chce podać ci ręki.
Dzisiaj pada śnieg.
Beton jest lodowaty i twardszy niż zwykle, ale wole mrozy od dusznych, wilgotnych letnich dni. Lato jest jak piekarnik w którym pieczemy mięso, doprowadza wszystko do wrzenia podnosząc temperaturę stopień za stopniem. Obiecuje historię z milionem szczęśliwych zakończeń, a potem zamiast szczęścia serwuje ból i rozpacz. Nie lubię gorąca, duchoty i lepkiego brudu który przykleja się do ciała.
Księżyc jest lojalnym towarzyszem.
Nigdy nie odchodzi zawsze jest na miejscu, oddany przygląda się naszym szczęśliwym, smutnym i samotnym chwilom. Nieustannie się zmienia tak samo jak my. Każdego dnia jest nową wersją siebie. Czasami słaby i wątły, mały i przygaśnięty innym razem silny i mocno świecący. Księżyc rozumie ludzi najlepiej.
Samotny, słaby zniekształcony kraterami niedoskonałości. Patrzę przez okno tak długo aż tracę poczucie czasu. Wyciągam rękę, żeby złapać płatek śniegu. I moja pięść zaciska się w lodowatym powietrzu.
Pustka
Słyszę krzyki. Słyszę strzały. 

Dopiero drugie podejście z obcym mi facetem coś dało. Dowiedziałam się, że znalazł mnie w lesie postrzeloną, ale nigroźnie tylko przestrzelony bok, gdy zobaczył jak upadam zbyt zmarznięta zabrał mnie do swojego domnu, wyleczył  i tak oto teraz stoje tutaj przed drzwiami mojego mieszkania i przygotowuje się na to co nadejdzie a nadeszła najpiewr moja matka:
- Sakuro, gdzie tak długo byłaś, martwiliśmy się o ciebie - słychać było fałsz i oskarżenie w jej głosie na kilometr.
Drugi był Oli:
-Martwiłem się - wyszeptał tulać mnie do siebie. W to uwierzyłam, on zawsze się martwił. Po wyjaśnieniach poszłam zmęczona od razu do siebie. Chcialam odpocząć, odciąć się od świata.
Odciełm się na dwa dni.
Wzięłam zwolnienie z pracy, ale to teraz nadszedł weekend, a Oli za wszelką cene próbuje poprawić mi humor.
-Dobra pujdę - odpowiadam po długich namowach.
Moj przyjaciel za wszelką cene chciał mnie wyrwać z domu, od moich myśli związanych z przytłaczającym mnie życiem.
-Przecież to nie był takie złe- mowił
Miał rację- ale w pewnym momencie moje życie już mnie przytłoczyło.
Tego wieczora bawiliśmy się świetnie w chińskiej restałracji, a potem poszliśmy do domu, gdzie we dwoje pożądnie się upiliśmy.
Z amoku wyzwolił mnie dzwięk dzwonka do drzwi.
Podeszlam do nich na chwiejnych nogach i otworzyłam.
-Itachi - powiedziałam bełkotliwie.
Nie kwapił się z dostaniem zaproszenia, sam się wprosił do śroka. Na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu.
-No ładnie Sakura, a jednak żyjesz. Słyszałem co się stało, musiałem sprawdzić na własne oczy czy nic ci nie jest. Wiesz może kto to był?
-Jak widziesz i mam się świetnie i nie nie wiem kto to był, miałam pecha, że nie umiał lepiej strzelać bo nadal żyje - mówię ze śmiechem.
-Co ty opowiadasz, przecież, Sakura nie możesz tak myśleć.
Podszedł do mnie szybko i połorzył na moim policzku rękę. Poczułam w całym ciele rozchodzące się ciepło właśnie od tego miejsca. Zadrżałam mimowolnie. Potrzebowałam bliskości. Nie protestowałam gdy zaczął mnie całować, nie protestowałam gdy zaniusł mnie do mojej sypialni i kopnięciem zamknął drzwi.
Porzebowałam tylko troche ciepła i bliskości.
Rano to tą wymówką się broniłam, ale ucieszyłam się gdy Itachi znikł z mojego łóżka.







Zapatrzyłam się na panorame miasta przez okno. Więc podjeła decyzję, chciała być Itachiego. Powiedział mi o wszystkim. Zazdrościłem mu.
-Ona jest moja, oznaczyłem ją - powiedział i nawet się nie spostrzegł gdy dostał sierpowego w szczękę. W połowie walki ocknąłem się, że to przecież jej wybór, ich wybór, nasz wybór, ona nigdy nie miala być moja.
Pogodziłem się z tym. Słyszę od tygodnia jak mój brat z Sakurą tworzy wspaniały związek, jest z nią, chodzi na terapie, łagodzi ataki szoku pourazowego i jak nic na świecie żałuję, że to nie ja jestem na jego miejscu. Czasami myślę, że ona mnie jakoś opentała, okręciła wokół swojego długiego palca i nie pozwalała się z niego ześlizgnąć. Muszę się odciąć od niej. Muszę być silny,

Myślalem że gorzej być nie mogło, ale jednak.

Moja rodzina postanowiła się zintergorać i co najgorsze dostałem nakaz od matki, na tygodniowy urlop w gronie rodziny, a co najgorsze Itachi też tam będzie.
Itachi z  Sakurą.
Nie wiem jak wytrzymam z nią ten tydzień.



Łooo, ale długo mnie nie było, ale przybywam z nowym postem. Pozdrawiam























layout by Sasame Ka