-To by
dopiero była ironia losu, prawda?(...)
-Dlaczego by
to była ironia losu?
-Ponieważ,
panno Ciekawska, jestem agnostykiem (...)
-Jesteś...
agnostykiem?(...) Nie jesteś pewny, czy Bóg istnieje?
Jak to
możliwe? Jesteś aniołem, na litość boską!
- No i co?
-No i to, że
jesteś istotą bożą. On cię stworzył.
- Was też
podobno stworzył, a czy niektórzy ludzie nie wątpią w jego istnienie? więcej
~`Susan Ee –
Angelfall
Zamknęłam na moment oczy, mając nadzieję, że to nie on
leży koło mnie, że to widmowe przywidzenie. Po tym wszystkim byłam pewna, że za
chowa się jak by mnie nie znał, że
będzie mnie ignorował, jak zużytą i
zbędną szmatę. Dlaczego miał by chcieć mnie znać? Już mnie zaliczył, do niczego
więcej nie jestem już mu potrzebna. Musiałam to zakończyć. Musiałam chronić się
przed upokorzenie. Musiałam uciekać.
Wczesny ranek. W moim pokoju panowała szarość. Jeszcze
wczoraj było tu kolorowo i radośnie, dzisiaj puste pomieszczenie z moją
zbrukaną duszą to- jedyne co tu widać. Wyszłam na balkon. Deszcz lekko mnie
zmoczył, przyjemni ochłodził, a teraz puka o szybę. Mimo tego moja głowa jest
pełna niedobrych myśli. Jest mi źle. Zrobiłam coś, czego żałuję. Dzień dopiero
się zaczął, dopiero minął przedświt, a ja już zdążyłam zrobić z siebie kurwę.
Myśl ta przyleciała do mnie kilka minut temu, tuż po fakcie i nadal ze mną jest
, nie chce odlecieć. Smutno mi, bo już myślałam, że się z tego wyleczyła, że
zmieniłam się na lepsze. Jestem jednak niezmienna. Popełniam znów te same
błędy. Jaka jest moja dzisiejsza wymówka dotycząca mojej nocy?
Zauroczył mnie.
Błyszczał w
tłumie,
od razu
przyciągnął mój wzrok do siebie-
palił się jak
światło, a ja byłam ćmą ślepo zmierzającą w jego kierunku nie patrząc na
konsekwencje. Obiecałam sobie, że następnym razem zrobię to z miłości, a jak
nie z miłości to chodziarz z silnej sympatii. Nie kochałam go, nawet nie
lubiłam, był natarczywy, ale ciągnęło mnie do niego. Byłam z nim bo przyciągał
mnie, palił się jak światło, a ja nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku, a na
koniec uciekłam, bo bałam się, że jeszcze chwila i znów się poniżę, ale prawda
jest taka, że chciałam, a może potrzebowałam tego podniecenia, potrzebowałam
przynależności i kogoś kto by kierował i podejmował decyzję za mnie. Może
miałam dość samodzielności, może potrzebowałam poleceń i świadomości, należenia
do kogoś. Potrzebowałam zbrukania, takiego jaki zapewnił mi Sasuke. Nie wiem
dla czego o tym myślę, dlaczego strzepuje z siebie te słowa, dołując się
jeszcze bardziej, zamiast przywołać ciszę i zasnąć, i obudzić się w słoneczne
popołudnie, nie pamiętając już o tym kim byłam, jaki był pełen smaku i jak
mocno się palił.
Wzięłam uspokajający oddech.
Czas przywołać do siebie dumę.
Czas zasnąć i zapomnieć, wrócić do normalnego życia,
robię tak zawsze.
Zostawiła mnie, jestem tego pewien, przebiegłem całe
mieszkanie i jej nie znalazłem. Zwykle to ja opuszczam w ten sposób swoje
kochanki. Teraz wiem jak się czują. Pewnie tak samo jak ja teraz: słaby,
przygnębiony, zastanawiający się co zrobiłem nie tak, zawiedziony, samotny- nie
wiem.
Nie znam słów którymi mógłbym sprecyzować swoje
odczucia, i nie mam słów, aby opisać ją. Jest jak rozmazany szkic. Czułem, że
następuje początek mojego końca, wszystko szlag trafił, jedynie czego chciałem
to udać, że nigdy nic się nie wydarzyło. Gdy leżąc zrozumiałem, że zapomnienie
nie jest możliwe, zacząłem kłamać. Największe łgarstwo jakie wymyśliłem w życiu
jest to, że tej nocy nie było, że to wszystko wydarzyło się w mojej głowie, że
ktoś taki jak Sakura Haruno nie istnieje.
Wiem, że z góry skazany jestem na porażkę.
Wstałem z łóżka, jeszcze raz upewniłem się, że na
pewno jej nie ma, że nie zawinęła się w pościel, że w cale jej, do tej pory nie zauważyłem. Gapiłem, się w te
łóżko bite pół godziny i mimo moich szczerych chęci i pragnień- nie było jej
tam.
Wiedziałem, że muszę o niej zapomnieć i wiedziałem już
jak mogę to zrobić, chodźmy na chwilę.
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod barem. Cofnąłem
się upewniając się w swoich racjach i spojrzałem na napis ,,Bar Sawana”.
Wszedłem. Od razu dobił do mnie smród z toalet i zapach tytoniu, oraz
alkoholów. Mieli tu raczej słaby wybór więc nie zastanawiając się długo
wcisnąłem w rękę barmana plik pieniędzy i kazałem przynieść najlepszy trunek
jaki tu mieli i stać przy mnie i polewać. Barman zgodził się od razu. Przez
parę godzin stał przy mnie i polewał mi sake za każdym razem jak wypiłem
kieliszek.
W pewnym monecie poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na dłoń
z o długich czerwonych paznokciach. Podniosłem wyżej głowę i napotkałem
spojrzenie brązowych oczu. Dziewczyna nie była brzydka, ale na pewno jeszcze
przed dwudziestką. Uśmiechnąłem się lubieżnie. Tak, dzisiaj zapomnę o
wszystkim.
Kiedyś, nie tak dawno temu, myślałem, że każdy rodzaj
seksu, nawet najgorszy jest wart zapamiętania. Byłem pewny, że nie da się
zapomnieć kobiety z którą spędziło się parę nagich chwil.
A teraz jestem w niej- dużo młodszej ode mnie, która
jeszcze godzinę temu była taka nęcąca- a tym co teraz przeżywam nie jest wybuch
doznań, a jedynie ślepe ruchy. Nie mogę doczekać się, aby z niej wyjść, aby
skończyły się te katorgi, wziąć kąpiel i jak najszybciej o tym zapomnieć, ale
czy nie o to właśnie chodziło? Przecież
jestem z nią po to, żeby zapomnieć. Jeszcze o jednej nie zapomniałem, a już
chce zapomnieć o drugiej, tyle, że o niej zapomnę bardzo szybko, a Sakura jest
w mojej pamięci, nie mogę się od niej odciąć. Nawet teraz jest ze mną.
Jestem teraz z jedną z tych kobiet, które wabią, liczą
na sponsoring, chcą zawsze czegoś więcej, kuszą do grzechu.
Jest ładna, ma duże jędrne piersi i ładne ciało, więc
dlaczego na mnie nie działa?
Jeśli miał bym oceniać seks z kobietami, dał bym jej
dostateczny, po przemyśleniu dostateczny z minusem, albo dwoma. Pieprze ją i
marzę o tym, aby już skończyć, by być już u ciebie. Dziewczyna ma zaciśnięte
oczy i usta. Zdaje się, że czuje się błogo. Co chwila wzywa Jezusa, Boga i
wszystkich świętych, jak by była w trakcie religijnego objawienia. Jej głos
jest piskliwy. Musi udawać. Nie wierzę,
że tak różnie odbieramy ten akt- tą samą sytuację. Z minuty na minutę jej
przedstawienie coraz bardziej mnie drażni. Pewne widziała coś takiego na jednym
z pornoli i myśli, że tak trzeba. Mam ochotę zatkać swoją dłonią jej usta, żeby
przestać dalej słyszeć tych pisków. Czuję, jak zaczynami pulsować czaszka, jak
robi mi się niedobrze. Nagle przychodzi do mnie myśl, może te wszystkie krzyki
mają zachęcić mnie do szybszego finiszu, może jej tak samo źle jak mi, może też
chce to skończyć jak najszybciej. Może i ona miała dość już po pierwszej
minucie. Zastanawiam się czy ona faktycznie czuje rozkosz. Włosy ma rozrzucone
we wszystkie strony hotelowego łóżka, policzki zaróżowione, a usta otwarte w
spazmach co chwila wymieniające imię innych świętych. Następuje cisza, czuje
jak coraz bardziej zaciska się wokół mojego członka. Wreszcie się zamknęła.
Staram się skupić na swoich doznaniach. Zwiększam tępo, czuje, że doszła.
Wstrząsa nią dreszcz i podczas tego jak ona dochodzi do siebie po orgazmie, ja
staram się dotrzeć do swojego. Widzę jak
już doszła do siebie i chce otworzyć usta
by znów zacząć wzywać Boga.
Pochylam się i nie mogę się powstrzymać przed zatknięciem jej ust. Otwiera oczy
i patrzy na mnie. Czuję, że jej wzrok
mnie dezorientuje. Wychodzę z niej i szybko z siłą przerzucam ją z pleców na
brzuch. Przyciskam jej głowę swoją ręką do materaca, aby nie pozwolić jej
krzyczeć i sam po chwili z wielkim wysiłkiem osiągam orgazm. Wychodzę z niej i
zmierzam do łazienki- bez żadnego słowa zostawiam ją tam. W łazience ściągam
prezerwatywę i wrzucam do kosza. Myję ręce, a następnie twarz. Zastanawiam się,
co mam jej powiedzieć. Może w cale nie będę musiał nic mówić. Ubiorę się i
wyjdę bez słowa. Narzuciłem ubrania i po kilku wdechach wyszedłem. Od razu
zacząłem zmierzać do drzwi gdy usłyszałem jej cichy głosik:
-Było mi dobrze. – Cholera i co jaj mam powiedzieć? Że
też było mi dobrze? To kłamstwo. Seks z nią jest jak końcówka piwa- Wygazowana
i smakująca jak siki. Że ostatnie 10 minut z nią to czas zmarnowany, że równie
dużo przyjemności czerpie z nudnych spotkań biznesowych. Że dla mnie było to
puste i bez przyjemności? Nie, oczywiście, że jej tego nie powiem.
-Taaaaaaa- przeciągnąłem. Niech czyta to jak chce.
-Zostaniesz na dłużej?- Zniża głos do zmysłowego
szeptu i ten głos jest przyjemny. Dlaczego nie mruczała tak jakieś pięć minut
temu? Powstrzymuje się przed powiedzeniem jej z jakim bólem przetrwałem ten
czas z nią i że nigdy już nie chce tego doświadczyć, ale przecież nawet
beznadziejny seks to wciąż seks, a ja lubię go. Jednak nie jestem pewny czy za
drugim razem chodźmy mi stanął.
-Chciałbym zostać, ale nie mogę, bardzo mi przykro, na
pewno spotkamy się niedługo.
-Na pewno nie możesz zostać?- znów pyta, przyjmując
najbardziej seksowną pozycję jaką umie. Skrzywiłem się na ten widok.
-Znajdę cię i powróżymy to jeszcze- z jej twarzy
wyczytałem, że wie, że to kłamstwo, ale nie przejąłem się tym, wyszedłem.
Rano poszedłem do pracy, ale nie natknąłem się na
Sakurę, mimo, że czekałem na nią bitą godzinę. Za każdym razem gdy słyszałem
otwierające się drzwi miałem nadzieję, że to ona, przeliczyłem się, nie
widziałem jej do końca dnia. Cały dzień był dla mnie katorgą. Ciągle o niej
myślałem. Ciągle zaprzątała moją głowę. Wyobrażałem sobie jak ściągam z niej
ubrania, jak ją pieszczę, jak ciągnę ją
za włosy i jej jęki bólu zagłuszam swoimi ustami. Wszystko doprowadzało mnie do
furii. Musiałem ją odnaleźć. Musiałem znów ją przelecieć. Seks bez zobowiązań z
nią to jest coś. Ciągnęło mnie do niej i to mnie przerażało. Musiałem załatwić
to inaczej… Musiałem zapomnieć…
Przecinałam ulicę jedna za drugą. Moim celem był dom
po ciężkim treningu na siłowni. Uwielbiałam ten stan gdy ze zmęczenia trzęsły
mi się nogi i ręce.
-Witam piękną panią- usłyszałam głos za swoimi
plecami. Mimowolnie zatrzymałam się. Nie tylko nie on. Zamknęłam oczy mając
nadzieję, że jak się odwrócę i je otworze przekonam się, że się tylko przesłyszałam.
Jakie i złudne były te moje pragnienia. Przykleiłam na usta typowy słodki
uśmiech i powoli się odwróciłam w stronę prześladowcy.
-Witaj- mimowolnie spojrzałam w jego czarne tęczówki.
Były piękne. Miały w sobie tą głębię, ale i surowość.
-Czyżbyś wracała po siłowni? Daj poniosę ci torbę i
odwiozę cię do domu mój samochód jest niedaleko.- Nawet nie zdążyłam
zaprotestować gdy z rąk wyrwał mi moją sportową torbę. Zapanowała między nami dziwna cisza, ale o
dziwo czułam się dobrze. Co chwila ręka mężczyzny ocierała się o moją i
wiedziałam, że robi to specjalnie, Co jakiś czas zerkał na mnie, a ja na niego.
Spuściłam głowę i instynktownie założyłam włosy za
ucho. Chciało mi się uśmiechać, nie mam pojęcia czemu.
-Lubisz zabawę?- zapytał. Nie wiedziałam o jaką zabawę
mu chodzi, jednak zabawa kojarzy mi się z czymś dobrym, rozrywką, uśmiechem i
chwilami szczęścia.
-Tak- odpowiedziałam.
-To dobrze- to ostatnie co usłyszałam od niego.
Następne wydarzenia potoczyły się szybko. Usłyszałam krzyk ,,Uważaj”, mający za
zadanie odwrócić moją uwagę, a potem zostałam popchnięta na bok, wpadłam w
czyjeś ręce, coś mi przyłożono do ust i twarzy, starając się zaciągnąć łapczywie
czystym powietrzem zemdlałam.
-Zapomnisz Sasuke- słyszę szept.
Klęczę przy kratach przymocowanych poziomo do ściany w
głębi pokoju. Najpierw jest mi do nich przymocowywana jedna ręka, a następnie
druga. Pochylam się eksponując nagie plecy. Za sobą słyszę ciężki oddech.
To ją podnieca…
-A teraz- mówi
miękko, gdy jestem już kompletnie unieruchomiony- zaczynamy.
Zaciskam mocno usta i oczy, żołądek mi się kurczy.
Pierwsze wrażenie jest delikatne i zmysłowe- muśnięcie długiego końskiego
włosia na łopatkach.
-To twoja kara.
Ogłasza. Czuje ją za sobą. Upaja się sceną: mężczyzny
na jej łasce, mrugające światło i bat gotowy do akcji.
Pierwsze razy są znośne. Rozgrzewa mnie. Krew
gwałtownie napływa mi do skóry, każde muśnięcie odczuwam jak dziesiątki
maleńkich ostrych nacięć. Trzymam oczy zamknięte i rozkoszuje się bólem, ale
czuje, że to za mało.
-Mocniej- mówię.
Chłosta ustaję i słyszę, że kobieta podchodzi do
wiszących na ścianach narzędzi. Wyczuwam, że ma w ręku coś innego. Kilka razy śmiga tym w powietrzu, wprawiając
się w ruchach, które zaraz wykona i nagle czuje pierwszy cios. W skórę wbija mi
się dziesiątki rzemieni zakończonych ostrymi węzłami.
Odrzucam głowę do tyłu i z mojego gardła wydobywa się
jęk, lecz za nim zdążę cokolwiek pomyśleć otrzymuje następny cios. Siła ciosów wciąż się zwiększa, a ja czuję
ukojenie. Jestem niezdolny do zapanowania nad myślami, nie jestem wstanie
niczemu się sprzeciwić, mimo tego czuję się coraz lepiej. Wzdycham powoli
przyzwyczajając się do siły i natężeń zadawanych ciosów.
-Mocniej- warczę przez zaciśnięte zęby.
Twarde rzemienie sprawiają mi coraz więcej bólu.
Trzęsę się. Potrzebowałem tego. Jest mi coraz lepiej. Czuje się coraz lepiej,
gdy od czasu do czasu ostre końcówki owijają mi się wokół ciała dosięgając
brzucha i klatki piersiowej.
Czuję, że po mojej skórze na plecach zostały strzępy,
a krew leje się strużkami. Czuję ukojenie i na moich ustach błąka się uśmiech.
Głowa mi opada i toczy się po ramionach , plecy są wygięte w łuk, ręce napięte,
jednak nie mam jeszcze dość.
-Wystarczy- słyszę głos za sobą.
-Nie!- protestuje, jednak ciosy nie nadchodzą. Słyszę
jak drzwi wejściowe zamykają się z hukiem. Zostałem sam. Wzdycham. Chcę więcej.
Dopiero teraz czuję pieczenie na plecach. Ból przynosi mi ulgę.
Uśmiecham się z
ulgi. Jest mi naprawdę dobrze. Krew z moich pleców brudzi podłogę pode mną.
Czuję, że powieki mi ciążą. Mimowolnie mi się
przymykają. Tkwię dalej przywiązany do kraty. Zawsze mnie zostawia na parę
godzin gdy nie mam dość.
Poczciwa Ten Ten.
Budzę się z lekkim bólem głowy. Leże nieruchomo
czekając na to, że może przejdzie, jednak nie przechodzi. Przewracam się na
prawy boki napotykam coś twardego. Otwieram oczy i natrafiam na czarne
tęczówki. Podnoszę się szybko z łóżka.
-Przesadziłeś Itachi!- Krzyczę- Porwanie? Czy ty jesteś
normalny!?-wstaję i dalej się na niego drę. On również się podnosi i widzę u
niego uśmiech zadowolenia.
-Skarbie- mówi miękko- chciałem ci pokazać, że przy
mnie nigdy nie będziesz się nudzić, być u boku mojego brata to nuda i męka.
Chce żebyś wybrała mnie-
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami nie rozumiejąc
co do mnie mówi. Nudy? Wybrała?
-Itachi jesteś nienormalny, ja nie wybiorę żadnego z
was. Nie jestem zainteresowania ani tobą, ani twoim bratem!- Odwracam się i idę
ku drzwiom. Ciągnę za klamkę, ale nic się nie dzieje. Odwracam się do Itachiego
z mordem w oczach.
-Otwieraj!- mówię ostro. Na ustach bruneta czai się
uśmiech co jeszcze bardziej mnie drażni. Mam ochotę rzucać w niego wszystkim co
mam pod ręką i patrzeć jak wykrwawia się na puchowym dywanie, na którym stoi.
Skurwysyn- klnę w myślach.
Mężczyzna tylko patrzy na mnie z uśmiechem i kręci
głową.
Mam już dość tych gier, zbliżam się do mojego
utrapienia, natomiast on się cofa wchodząc na łóżko. Widzę, że ma ochotę się
bawić, ja natomiast wręcz przeciwnie.
-No skarbie nie denerwuj się spędź ze mną trochę czasu
i to wszystko. Tylko troszeczkę, małą kolacyjkę- mówi pokazując mi kciukiem i
palcem wskazującym niewielką odległość. Wzdycham. To chyba jedyny sposób, żeby
się sąd wydostać.
-Nie mam ubrań na zmianę.
-Nic nie szkodzi kolacje zjemy tutaj.
-Niech ci będzie- wzdycham zrezygnowana. Widząc
uśmiech zwycięstwa na twarzy mojego prześladowcy sprawia, że mam ochotę mu
walnąć.
Zbliża się do mnie i unosi moją dłoń do swoich ust.
Pozwalam mu na to.
-Czy zechciała by Pani zjeść ze mną kolację?- mówi
trzymając moją dłoń przy swoich ustach i patrząc mi głęboko w oczy. Czuję się
lekko zamotana. Itachi to prawdziwy dżentelmen, nie to co jego brat. Mimowolnie
przed oczami stają mi nasze upojne chwile.
Z zamyślenia wyrywają mnie usta Itachiego stykające
się z moją dłonią.
-Dobrze- zgadzam się na to. Po chwili jestem już
niesiona na rękach przez Itachiego.
-Będę traktować cię jak księżniczkę, nigdzie nie
będziesz musiała chodzić, wszędzie będę ci nosił na rękach, moja prywatna
księżniczka- mówi, a ja się uśmiecham. Umie być czarujący.
-Jak byś mnie tak nosił bym się rozleniwiła i dużo
przytyła, a w tedy była bym za ciężka, aby mnie nosić.
-Nic nie szkodzi, najwyżej przy-pakowałbym na siłowni.
– Śmieje się głośno z jego słów. Idziemy korytarzem w kolorach szaro-
niebieskim. Na podłodze wyłożone są czarno-białe płytki. W równych odstępach od
siebie wiszą piękne obrazy. Przypatruję się każdemu tak długo jak mogę.
Itachi otwiera białe drzwi na korytarzu i wchodzimy do
środka. Pierwsze co mi się rzuca w oczy to piękny ogromny kryształowy żyrandol.
Wisi tuż nad długim lecz wąskim czarnym stołem. Na jego środku stoi piękny
świecznik, a na dwóch końcach jest nakryte dla dwojga osób. Czarne panele pięknie
się błyszczą, a razem z czerwonymi ścianami dają niesamowity kontrast.
Itachi sadza mnie na jednym końcu stołu, na krześle,
po czym zmierza sam na drugi. Podziwiam jego plecy. Szerokie barki, wąskie
biodra i długie nogi. Ma świetną sylwetkę, ale gdy dostrzegam jego twarz zdaje
sobie sprawę, że jest łudząco podobny do Sasuke.
Wchodzą kelnerzy i podają nam posiłki. Żadne z nas się
nie odzywa. Zajmujemy się jedzeniem. Jestem bardzo głodna. Z każdym machnięciem
widelca i jedzeniem w moich ustach czuję się lepiej. Kątem oka dostrzegam, że
Itachi wcale nie je, tylko patrzy się na mnie opierając się na dłoniach. Ma
poważną minę. Patrzy na mnie, ale również i przeze mnie. Tak jak by mnie nie
widział, ale zdawał sobie sprawę, że tu siedzę.
Wycieram usta chusteczką i chrząkam. Brunet mruga co
sygnalizuje mi, że mam jego pełną uwagę.
-Co zamierzasz ze mną zrobić?- pytam
-Przetrzymywać cię dopóki będę tego chciał. –
wypowiada się gładko. Marszczę brwi na te sugestię.
-Czyli?- ponawiam go.
-Czyli dopókim mój brat nie dowie się, że tu jesteś.
-Jak się ma dowiedzieć?
-Jego ludzie mu doniosą, nie martw się kochana, a
teraz jedzmy bo jedzenie nam stygnie, a mam dla ciebie jeszcze trochę
niespodzianek.
Przebrana w długą czarną suknie bez ramiączek czekam
na Itachiego. Po kolacji powiedział mi, że mam włożyć to co znajdę na łóżku w
pokoju. Nie protestowałam. Lubię się
przebierać. Suknia pięknie unosi mój biust i nadaje kształt mojemu ciału.
Czarne zamszowe szpilki z paskiem na kostce wydłużają moje nogi. Odświeżyłam
lekko swój makijaż, a włosy spięłam w
kok wyjmując z niego parę pasemek i zostawiając luźno.
Długo nie musiałam czekać. Gdy tylko skończyłam
przygotowania przyszła po mnie pokojówka i zaprowadziła do pięknego salonu.
Itachi stał przy czarnym fortepianie patrząc na mnie.
Szybko pokonał dzielący nas dystans i wziął mnie na
ręce. Ze śmiechem zarzuciłam mu ręce na szyje.
-Mogła bym się do tego przyzwyczaić.- mówię
-A ja mógłbym przyzwyczaić się do tego, że cały czas
jesteś przy mnie.
Nie komentuje tego. Wole to przemilczeć. Postawił mnie
na środku salonu i stanął za moimi plecami. Spięłam się w oczekiwaniu na to co
ma nastąpić. Słyszałam szmer za sobą, wiedziałam, że szuka czegoś w wewnętrznej
kieszeni idealnie skrojonej marynarki, po chwili poczułam coś zimnego na szyi.
Spojrzałam w dół i ujęłam dłonią piękny wisiorek w kształcie łezki z
szmaragdowym oczkiem. Był przepiękny i pięknie się mienił. Odwróciłam się do
Itachiego twarzą i uniosłam ją w górę chcąc spojrzeć mu w twarz.
-Itachi to naprawdę bardzo miłe, ale nie mogę tego
przyjąć, to za dużo, ja jestem ci wdzięczna, ale…
-Jesteś tego warta i chce żebyś to miała- powiedział
stanowczym głosem, mrużąc oczy.
-Dziękuje- wydukałam tylko i sekundę później objęłam
jego klatkę piersiową ramionami i przycisnęłam policzek do jego torsu,
słuchając bicia serca. Czułam jak oparł podbródek o czubek mojej głowy i
delikatnie i nieśmiało objął mnie ramionami. Słyszałam jak zaciągnął się
powietrzem prawdopodobnie wciągając mój zapach. Już się nie złościłam jeśli
chodziło o porwanie.
Okazało się, że Itachi zabrał mnie na przyjęcie z
okazji dobicia jakiegoś tam targu który przyniósł wielki dochód. Itachi
wprowadził mnie w tą imprezę i już po chwili zaczęłam się naprawdę dobrze czuć.
-Więc czego dotyczyła ta transakcja? – zapytałam.
-Przerzuciliśmy do Korei bardzo duży ładunek broni za
kilkanaście bilionów- mówi zadowolony z siebie, a ja jestem w szoku.
-Legalnie?
-No co ty. – mówi o tym tak lekko, jak by wcale się
niczym nie przejmował.
-Za to można pójść siedzieć.
-Itachi!- wszyscy odwróciliśmy głowy w stronę
strasznego krzyku.
Od Autorki: Mamy rozdział, to i owo jest. Nie wiem kiedy następny post,
mam bardzo napięty grafik i szczerze powiedziawszy mam naprawdę mało czasu. Mam
nadzieję, że nie jesteście źli za zwłokę. Bardzo przepraszam, ale siła wyższa.
Pozdrawiam wszystkich czytelników bardzo serdecznie i do następnej J.