poniedziałek, 6 lipca 2015

Pokuta

Brak komentarzy:















-To by dopiero była ironia losu, prawda?(...)
-Dlaczego by to była ironia losu?
-Ponieważ, panno Ciekawska, jestem agnostykiem (...)
-Jesteś... agnostykiem?(...) Nie jesteś pewny, czy Bóg istnieje?
Jak to możliwe? Jesteś aniołem, na litość boską!
- No i co?
-No i to, że jesteś istotą bożą. On cię stworzył.
- Was też podobno stworzył, a czy niektórzy ludzie nie wątpią w jego istnienie? więcej
~`Susan Ee – Angelfall











Zamknęłam na moment oczy, mając nadzieję, że to nie on leży koło mnie, że to widmowe przywidzenie. Po tym wszystkim byłam pewna, że za chowa się  jak by mnie nie znał, że będzie mnie  ignorował, jak zużytą i zbędną szmatę. Dlaczego miał by chcieć mnie znać? Już mnie zaliczył, do niczego więcej nie jestem już mu potrzebna. Musiałam to zakończyć. Musiałam chronić się przed upokorzenie. Musiałam uciekać.

Wczesny ranek. W moim pokoju panowała szarość. Jeszcze wczoraj było tu kolorowo i radośnie, dzisiaj puste pomieszczenie z moją zbrukaną duszą to- jedyne co tu widać. Wyszłam na balkon. Deszcz lekko mnie zmoczył, przyjemni ochłodził, a teraz puka o szybę. Mimo tego moja głowa jest pełna niedobrych myśli. Jest mi źle. Zrobiłam coś, czego żałuję. Dzień dopiero się zaczął, dopiero minął przedświt, a ja już zdążyłam zrobić z siebie kurwę. Myśl ta przyleciała do mnie kilka minut temu, tuż po fakcie i nadal ze mną jest , nie chce odlecieć. Smutno mi, bo już myślałam, że się z tego wyleczyła, że zmieniłam się na lepsze. Jestem jednak niezmienna. Popełniam znów te same błędy. Jaka jest moja dzisiejsza wymówka dotycząca mojej nocy?
 Zauroczył mnie.
 Błyszczał w tłumie,
 od razu przyciągnął mój wzrok do siebie-
 palił się jak światło, a ja byłam ćmą ślepo zmierzającą w jego kierunku nie patrząc na konsekwencje. Obiecałam sobie, że następnym razem zrobię to z miłości, a jak nie z miłości to chodziarz z silnej sympatii. Nie kochałam go, nawet nie lubiłam, był natarczywy, ale ciągnęło mnie do niego. Byłam z nim bo przyciągał mnie, palił się jak światło, a ja nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku, a na koniec uciekłam, bo bałam się, że jeszcze chwila i znów się poniżę, ale prawda jest taka, że chciałam, a może potrzebowałam tego podniecenia, potrzebowałam przynależności i kogoś kto by kierował i podejmował decyzję za mnie. Może miałam dość samodzielności, może potrzebowałam poleceń i świadomości, należenia do kogoś. Potrzebowałam zbrukania, takiego jaki zapewnił mi Sasuke. Nie wiem dla czego o tym myślę, dlaczego strzepuje z siebie te słowa, dołując się jeszcze bardziej, zamiast przywołać ciszę i zasnąć, i obudzić się w słoneczne popołudnie, nie pamiętając już o tym kim byłam, jaki był pełen smaku i jak mocno się palił.
Wzięłam uspokajający oddech.
Czas przywołać do siebie dumę.
Czas zasnąć i zapomnieć, wrócić do normalnego życia, robię tak zawsze.

Zostawiła mnie, jestem tego pewien, przebiegłem całe mieszkanie i jej nie znalazłem. Zwykle to ja opuszczam w ten sposób swoje kochanki. Teraz wiem jak się czują. Pewnie tak samo jak ja teraz: słaby, przygnębiony, zastanawiający się co zrobiłem nie tak, zawiedziony, samotny- nie wiem. 
Nie znam słów którymi mógłbym sprecyzować swoje odczucia, i nie mam słów, aby opisać ją. Jest jak rozmazany szkic. Czułem, że następuje początek mojego końca, wszystko szlag trafił, jedynie czego chciałem to udać, że nigdy nic się nie wydarzyło. Gdy leżąc zrozumiałem, że zapomnienie nie jest możliwe, zacząłem kłamać. Największe łgarstwo jakie wymyśliłem w życiu jest to, że tej nocy nie było, że to wszystko wydarzyło się w mojej głowie, że ktoś taki jak Sakura Haruno nie istnieje.
Wiem, że z góry skazany jestem na porażkę.
Wstałem z łóżka, jeszcze raz upewniłem się, że na pewno jej nie ma, że nie zawinęła się w pościel, że w cale jej,  do tej pory nie zauważyłem. Gapiłem, się w te łóżko bite pół godziny i mimo moich szczerych chęci i pragnień- nie było jej tam.
Wiedziałem, że muszę o niej zapomnieć i wiedziałem już jak mogę to zrobić, chodźmy na chwilę.
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod barem. Cofnąłem się upewniając się w swoich racjach i spojrzałem na napis ,,Bar Sawana”. Wszedłem. Od razu dobił do mnie smród z toalet i zapach tytoniu, oraz alkoholów. Mieli tu raczej słaby wybór więc nie zastanawiając się długo wcisnąłem w rękę barmana plik pieniędzy i kazałem przynieść najlepszy trunek jaki tu mieli i stać przy mnie i polewać. Barman zgodził się od razu. Przez parę godzin stał przy mnie i polewał mi sake za każdym razem jak wypiłem kieliszek.
W pewnym monecie poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.  Przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na dłoń z o długich czerwonych paznokciach. Podniosłem wyżej głowę i napotkałem spojrzenie brązowych oczu. Dziewczyna nie była brzydka, ale na pewno jeszcze przed dwudziestką. Uśmiechnąłem się lubieżnie. Tak, dzisiaj zapomnę o wszystkim.
Kiedyś, nie tak dawno temu, myślałem, że każdy rodzaj seksu, nawet najgorszy jest wart zapamiętania. Byłem pewny, że nie da się zapomnieć kobiety z którą spędziło się parę nagich chwil.
A teraz jestem w niej- dużo młodszej ode mnie, która jeszcze godzinę temu była taka nęcąca- a tym co teraz przeżywam nie jest wybuch doznań, a jedynie ślepe ruchy. Nie mogę doczekać się, aby z niej wyjść, aby skończyły się te katorgi, wziąć kąpiel i jak najszybciej o tym zapomnieć, ale czy  nie o to właśnie chodziło? Przecież jestem z nią po to, żeby zapomnieć. Jeszcze o jednej nie zapomniałem, a już chce zapomnieć o drugiej, tyle, że o niej zapomnę bardzo szybko, a Sakura jest w mojej pamięci, nie mogę się od niej odciąć. Nawet teraz jest ze mną.
Jestem teraz z jedną z tych kobiet, które wabią, liczą na sponsoring, chcą zawsze czegoś więcej, kuszą do grzechu.
Jest ładna, ma duże jędrne piersi i ładne ciało, więc dlaczego na mnie nie działa?
Jeśli miał bym oceniać seks z kobietami, dał bym jej dostateczny, po przemyśleniu dostateczny z minusem, albo dwoma. Pieprze ją i marzę o tym, aby już skończyć, by być już u ciebie. Dziewczyna ma zaciśnięte oczy i usta. Zdaje się, że czuje się błogo. Co chwila wzywa Jezusa, Boga i wszystkich świętych, jak by była w trakcie religijnego objawienia. Jej głos jest piskliwy.  Musi udawać. Nie wierzę, że tak różnie odbieramy ten akt- tą samą sytuację. Z minuty na minutę jej przedstawienie coraz bardziej mnie drażni. Pewne widziała coś takiego na jednym z pornoli i myśli, że tak trzeba. Mam ochotę zatkać swoją dłonią jej usta, żeby przestać dalej słyszeć tych pisków. Czuję, jak zaczynami pulsować czaszka, jak robi mi się niedobrze. Nagle przychodzi do mnie myśl, może te wszystkie krzyki mają zachęcić mnie do szybszego finiszu, może jej tak samo źle jak mi, może też chce to skończyć jak najszybciej. Może i ona miała dość już po pierwszej minucie. Zastanawiam się czy ona faktycznie czuje rozkosz. Włosy ma rozrzucone we wszystkie strony hotelowego łóżka, policzki zaróżowione, a usta otwarte w spazmach co chwila wymieniające imię innych świętych. Następuje cisza, czuje jak coraz bardziej zaciska się wokół mojego członka. Wreszcie się zamknęła. Staram się skupić na swoich doznaniach. Zwiększam tępo, czuje, że doszła. Wstrząsa nią dreszcz i podczas tego jak ona dochodzi do siebie po orgazmie, ja staram się dotrzeć do swojego.  Widzę jak już doszła do siebie i chce otworzyć usta  by znów  zacząć wzywać Boga. Pochylam się i nie mogę się powstrzymać przed zatknięciem jej ust. Otwiera oczy i patrzy na mnie.  Czuję, że jej wzrok mnie dezorientuje. Wychodzę z niej i szybko z siłą przerzucam ją z pleców na brzuch. Przyciskam jej głowę swoją ręką do materaca, aby nie pozwolić jej krzyczeć i sam po chwili z wielkim wysiłkiem osiągam orgazm. Wychodzę z niej i zmierzam do łazienki- bez żadnego słowa zostawiam ją tam. W łazience ściągam prezerwatywę i wrzucam do kosza. Myję ręce, a następnie twarz. Zastanawiam się, co mam jej powiedzieć. Może w cale nie będę musiał nic mówić. Ubiorę się i wyjdę bez słowa. Narzuciłem ubrania i po kilku wdechach wyszedłem. Od razu zacząłem zmierzać do drzwi gdy usłyszałem jej cichy głosik:
-Było mi dobrze. – Cholera i co jaj mam powiedzieć? Że też było mi dobrze? To kłamstwo. Seks z nią jest jak końcówka piwa- Wygazowana i smakująca jak siki. Że ostatnie 10 minut z nią to czas zmarnowany, że równie dużo przyjemności czerpie z nudnych spotkań biznesowych. Że dla mnie było to puste i bez przyjemności? Nie, oczywiście, że jej tego nie powiem.
-Taaaaaaa- przeciągnąłem. Niech czyta to jak chce.
-Zostaniesz na dłużej?- Zniża głos do zmysłowego szeptu i ten głos jest przyjemny. Dlaczego nie mruczała tak jakieś pięć minut temu? Powstrzymuje się przed powiedzeniem jej z jakim bólem przetrwałem ten czas z nią i że nigdy już nie chce tego doświadczyć, ale przecież nawet beznadziejny seks to wciąż seks, a ja lubię go. Jednak nie jestem pewny czy za drugim razem chodźmy mi stanął.
-Chciałbym zostać, ale nie mogę, bardzo mi przykro, na pewno spotkamy się niedługo.
-Na pewno nie możesz zostać?- znów pyta, przyjmując najbardziej seksowną pozycję jaką umie. Skrzywiłem się na ten widok.
-Znajdę cię i powróżymy to jeszcze- z jej twarzy wyczytałem, że wie, że to kłamstwo, ale nie przejąłem się tym, wyszedłem.
Rano poszedłem do pracy, ale nie natknąłem się na Sakurę, mimo, że czekałem na nią bitą godzinę. Za każdym razem gdy słyszałem otwierające się drzwi miałem nadzieję, że to ona, przeliczyłem się, nie widziałem jej do końca dnia. Cały dzień był dla mnie katorgą. Ciągle o niej myślałem. Ciągle zaprzątała moją głowę. Wyobrażałem sobie jak ściągam z niej ubrania, jak ją pieszczę,  jak ciągnę ją za włosy i jej jęki bólu zagłuszam swoimi ustami. Wszystko doprowadzało mnie do furii. Musiałem ją odnaleźć. Musiałem znów ją przelecieć. Seks bez zobowiązań z nią to jest coś. Ciągnęło mnie do niej i to mnie przerażało. Musiałem załatwić to inaczej… Musiałem zapomnieć…






Przecinałam ulicę jedna za drugą. Moim celem był dom po ciężkim treningu na siłowni. Uwielbiałam ten stan gdy ze zmęczenia trzęsły mi się nogi i ręce.
-Witam piękną panią- usłyszałam głos za swoimi plecami. Mimowolnie zatrzymałam się. Nie tylko nie on. Zamknęłam oczy mając nadzieję, że jak się odwrócę i je otworze przekonam się, że się tylko przesłyszałam. Jakie i złudne były te moje pragnienia. Przykleiłam na usta typowy słodki uśmiech i powoli się odwróciłam w stronę prześladowcy.
-Witaj- mimowolnie spojrzałam w jego czarne tęczówki. Były piękne. Miały w sobie tą głębię, ale i surowość.
-Czyżbyś wracała po siłowni? Daj poniosę ci torbę i odwiozę cię do domu mój samochód jest niedaleko.- Nawet nie zdążyłam zaprotestować gdy z rąk wyrwał mi moją sportową torbę.  Zapanowała między nami dziwna cisza, ale o dziwo czułam się dobrze. Co chwila ręka mężczyzny ocierała się o moją i wiedziałam, że robi to specjalnie, Co jakiś czas zerkał na mnie, a ja na niego.
Spuściłam głowę i instynktownie założyłam włosy za ucho. Chciało mi się uśmiechać, nie mam pojęcia czemu.
-Lubisz zabawę?- zapytał. Nie wiedziałam o jaką zabawę mu chodzi, jednak zabawa kojarzy mi się z czymś dobrym, rozrywką, uśmiechem i chwilami szczęścia.
-Tak- odpowiedziałam.
-To dobrze- to ostatnie co usłyszałam od niego. Następne wydarzenia potoczyły się szybko. Usłyszałam krzyk ,,Uważaj”, mający za zadanie odwrócić moją uwagę, a potem zostałam popchnięta na bok, wpadłam w czyjeś ręce, coś mi przyłożono do ust i twarzy, starając się zaciągnąć łapczywie czystym powietrzem zemdlałam.












-Zapomnisz Sasuke- słyszę szept.
Klęczę przy kratach przymocowanych poziomo do ściany w głębi pokoju. Najpierw jest mi do nich przymocowywana jedna ręka, a następnie druga. Pochylam się eksponując nagie plecy. Za sobą słyszę ciężki oddech.
To ją podnieca…
 -A teraz- mówi miękko, gdy jestem już kompletnie unieruchomiony- zaczynamy.
Zaciskam mocno usta i oczy, żołądek mi się kurczy. Pierwsze wrażenie jest delikatne i zmysłowe- muśnięcie długiego końskiego włosia na łopatkach.
-To twoja kara.
Ogłasza. Czuje ją za sobą. Upaja się sceną: mężczyzny na jej łasce, mrugające światło i bat gotowy do akcji.
Pierwsze razy są znośne. Rozgrzewa mnie. Krew gwałtownie napływa mi do skóry, każde muśnięcie odczuwam jak dziesiątki maleńkich ostrych nacięć. Trzymam oczy zamknięte i rozkoszuje się bólem, ale czuje, że to za mało.
-Mocniej- mówię.
Chłosta ustaję i słyszę, że kobieta podchodzi do wiszących na ścianach narzędzi. Wyczuwam, że ma w ręku coś innego.  Kilka razy śmiga tym w powietrzu, wprawiając się w ruchach, które zaraz wykona i nagle czuje pierwszy cios. W skórę wbija mi się dziesiątki rzemieni zakończonych ostrymi węzłami.
Odrzucam głowę do tyłu i z mojego gardła wydobywa się jęk, lecz za nim zdążę cokolwiek pomyśleć otrzymuje następny cios.  Siła ciosów wciąż się zwiększa, a ja czuję ukojenie. Jestem niezdolny do zapanowania nad myślami, nie jestem wstanie niczemu się sprzeciwić, mimo tego czuję się coraz lepiej. Wzdycham powoli przyzwyczajając się do siły i natężeń zadawanych ciosów.
-Mocniej- warczę przez zaciśnięte zęby.
Twarde rzemienie sprawiają mi coraz więcej bólu. Trzęsę się. Potrzebowałem tego. Jest mi coraz lepiej. Czuje się coraz lepiej, gdy od czasu do czasu ostre końcówki owijają mi się wokół ciała dosięgając brzucha i klatki piersiowej.
Czuję, że po mojej skórze na plecach zostały strzępy, a krew leje się strużkami. Czuję ukojenie i na moich ustach błąka się uśmiech. Głowa mi opada i toczy się po ramionach , plecy są wygięte w łuk, ręce napięte, jednak nie mam jeszcze dość.
-Wystarczy- słyszę głos za sobą.
-Nie!- protestuje, jednak ciosy nie nadchodzą. Słyszę jak drzwi wejściowe zamykają się z hukiem. Zostałem sam. Wzdycham. Chcę więcej. Dopiero teraz czuję pieczenie na plecach. Ból przynosi mi ulgę.
 Uśmiecham się z ulgi. Jest mi naprawdę dobrze. Krew z moich pleców brudzi podłogę pode mną.
Czuję, że powieki mi ciążą. Mimowolnie mi się przymykają. Tkwię dalej przywiązany do kraty. Zawsze mnie zostawia na parę godzin gdy nie mam dość.
Poczciwa Ten Ten.












Budzę się z lekkim bólem głowy. Leże nieruchomo czekając na to, że może przejdzie, jednak nie przechodzi. Przewracam się na prawy boki napotykam coś twardego. Otwieram oczy i natrafiam na czarne tęczówki. Podnoszę się szybko z łóżka.
-Przesadziłeś Itachi!- Krzyczę- Porwanie? Czy ty jesteś normalny!?-wstaję i dalej się na niego drę. On również się podnosi i widzę u niego uśmiech zadowolenia.
-Skarbie- mówi miękko- chciałem ci pokazać, że przy mnie nigdy nie będziesz się nudzić, być u boku mojego brata to nuda i męka. Chce żebyś wybrała mnie-
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami nie rozumiejąc co do mnie mówi. Nudy? Wybrała?
-Itachi jesteś nienormalny, ja nie wybiorę żadnego z was. Nie jestem zainteresowania ani tobą, ani twoim bratem!- Odwracam się i idę ku drzwiom. Ciągnę za klamkę, ale nic się nie dzieje. Odwracam się do Itachiego z mordem w oczach.
-Otwieraj!- mówię ostro. Na ustach bruneta czai się uśmiech co jeszcze bardziej mnie drażni. Mam ochotę rzucać w niego wszystkim co mam pod ręką i patrzeć jak wykrwawia się na puchowym dywanie, na którym stoi.
Skurwysyn- klnę w myślach.
Mężczyzna tylko patrzy na mnie z uśmiechem i kręci głową.
Mam już dość tych gier, zbliżam się do mojego utrapienia, natomiast on się cofa wchodząc na łóżko. Widzę, że ma ochotę się bawić, ja natomiast wręcz przeciwnie.
-No skarbie nie denerwuj się spędź ze mną trochę czasu i to wszystko. Tylko troszeczkę, małą kolacyjkę- mówi pokazując mi kciukiem i palcem wskazującym niewielką odległość. Wzdycham. To chyba jedyny sposób, żeby się sąd wydostać.
-Nie mam ubrań na zmianę.
-Nic nie szkodzi kolacje zjemy tutaj.
-Niech ci będzie- wzdycham zrezygnowana. Widząc uśmiech zwycięstwa na twarzy mojego prześladowcy sprawia, że mam ochotę mu walnąć.
Zbliża się do mnie i unosi moją dłoń do swoich ust. Pozwalam mu na to.
-Czy zechciała by Pani zjeść ze mną kolację?- mówi trzymając moją dłoń przy swoich ustach i patrząc mi głęboko w oczy. Czuję się lekko zamotana. Itachi to prawdziwy dżentelmen, nie to co jego brat. Mimowolnie przed oczami stają mi  nasze upojne chwile.
Z zamyślenia wyrywają mnie usta Itachiego stykające się z moją dłonią.
-Dobrze- zgadzam się na to. Po chwili jestem już niesiona na rękach przez Itachiego.
-Będę traktować cię jak księżniczkę, nigdzie nie będziesz musiała chodzić, wszędzie będę ci nosił na rękach, moja prywatna księżniczka- mówi, a ja się uśmiecham. Umie być czarujący.
-Jak byś mnie tak nosił bym się rozleniwiła i dużo przytyła, a w tedy była bym za ciężka, aby mnie nosić.
-Nic nie szkodzi, najwyżej przy-pakowałbym na siłowni. – Śmieje się głośno z jego słów. Idziemy korytarzem w kolorach szaro- niebieskim. Na podłodze wyłożone są czarno-białe płytki. W równych odstępach od siebie wiszą piękne obrazy. Przypatruję się każdemu tak długo jak mogę.
Itachi otwiera białe drzwi na korytarzu i wchodzimy do środka. Pierwsze co mi się rzuca w oczy to piękny ogromny kryształowy żyrandol. Wisi tuż nad długim lecz wąskim czarnym stołem. Na jego środku stoi piękny świecznik, a na dwóch końcach jest nakryte dla dwojga osób. Czarne panele pięknie się błyszczą, a razem z czerwonymi ścianami dają niesamowity kontrast.
Itachi sadza mnie na jednym końcu stołu, na krześle, po czym zmierza sam na drugi. Podziwiam jego plecy. Szerokie barki, wąskie biodra i długie nogi. Ma świetną sylwetkę, ale gdy dostrzegam jego twarz zdaje sobie sprawę, że jest łudząco podobny do Sasuke.
Wchodzą kelnerzy i podają nam posiłki. Żadne z nas się nie odzywa. Zajmujemy się jedzeniem. Jestem bardzo głodna. Z każdym machnięciem widelca i jedzeniem w moich ustach czuję się lepiej. Kątem oka dostrzegam, że Itachi wcale nie je, tylko patrzy się na mnie opierając się na dłoniach. Ma poważną minę. Patrzy na mnie, ale również i przeze mnie. Tak jak by mnie nie widział, ale zdawał sobie sprawę, że tu siedzę.
Wycieram usta chusteczką i chrząkam. Brunet mruga co sygnalizuje mi, że mam jego pełną uwagę.
-Co zamierzasz ze mną zrobić?- pytam
-Przetrzymywać cię dopóki będę tego chciał. – wypowiada się gładko. Marszczę brwi na te sugestię.
-Czyli?- ponawiam go.
-Czyli dopókim mój brat nie dowie się, że tu jesteś.
-Jak się ma dowiedzieć?
-Jego ludzie mu doniosą, nie martw się kochana, a teraz jedzmy bo jedzenie nam stygnie, a mam dla ciebie jeszcze trochę niespodzianek.
Przebrana w długą czarną suknie bez ramiączek czekam na Itachiego. Po kolacji powiedział mi, że mam włożyć to co znajdę na łóżku w pokoju. Nie protestowałam.  Lubię się przebierać. Suknia pięknie unosi mój biust i nadaje kształt mojemu ciału. Czarne zamszowe szpilki z paskiem na kostce wydłużają moje nogi. Odświeżyłam lekko  swój makijaż, a włosy spięłam w kok wyjmując z niego parę pasemek i zostawiając luźno.
Długo nie musiałam czekać. Gdy tylko skończyłam przygotowania przyszła po mnie pokojówka i zaprowadziła do pięknego salonu. Itachi stał przy czarnym fortepianie patrząc na mnie.
Szybko pokonał dzielący nas dystans i wziął mnie na ręce. Ze śmiechem zarzuciłam mu ręce na szyje.
-Mogła bym się do tego przyzwyczaić.- mówię
-A ja mógłbym przyzwyczaić się do tego, że cały czas jesteś przy mnie.                
Nie komentuje tego. Wole to przemilczeć. Postawił mnie na środku salonu i stanął za moimi plecami. Spięłam się w oczekiwaniu na to co ma nastąpić. Słyszałam szmer za sobą, wiedziałam, że szuka czegoś w wewnętrznej kieszeni idealnie skrojonej marynarki, po chwili poczułam coś zimnego na szyi. Spojrzałam w dół i ujęłam dłonią piękny wisiorek w kształcie łezki z szmaragdowym oczkiem. Był przepiękny i pięknie się mienił. Odwróciłam się do Itachiego twarzą i uniosłam ją w górę chcąc spojrzeć mu w twarz.
-Itachi to naprawdę bardzo miłe, ale nie mogę tego przyjąć, to za dużo, ja jestem ci wdzięczna, ale…
-Jesteś tego warta i chce żebyś to miała- powiedział stanowczym głosem, mrużąc oczy.
-Dziękuje- wydukałam tylko i sekundę później objęłam jego klatkę piersiową ramionami i przycisnęłam policzek do jego torsu, słuchając bicia serca. Czułam jak oparł podbródek o czubek mojej głowy i delikatnie i nieśmiało objął mnie ramionami. Słyszałam jak zaciągnął się powietrzem prawdopodobnie wciągając mój zapach. Już się nie złościłam jeśli chodziło o porwanie.
Okazało się, że Itachi zabrał mnie na przyjęcie z okazji dobicia jakiegoś tam targu który przyniósł wielki dochód. Itachi wprowadził mnie w tą imprezę i już po chwili zaczęłam się naprawdę dobrze czuć.
-Więc czego dotyczyła ta transakcja? – zapytałam.
-Przerzuciliśmy do Korei bardzo duży ładunek broni za kilkanaście bilionów- mówi zadowolony z siebie, a ja jestem w szoku.
-Legalnie?
-No co ty. – mówi o tym tak lekko, jak by wcale się niczym nie przejmował.
-Za to można pójść siedzieć.
-Itachi!- wszyscy odwróciliśmy głowy w stronę strasznego krzyku.









Od Autorki: Mamy rozdział, to i owo jest. Nie wiem kiedy następny post, mam bardzo napięty grafik i szczerze powiedziawszy mam naprawdę mało czasu. Mam nadzieję, że nie jesteście źli za zwłokę. Bardzo przepraszam, ale siła wyższa. Pozdrawiam wszystkich czytelników bardzo serdecznie i do następnej J.



layout by Sasame Ka